narciasz
2012-11-29 02:58:53 UTC
"Die einzige praktische Rezepte für den Bau von Bomben in häuslichen Bedingungen"
lub
"Tolko prakticzeskije recjepty postrojenija bomby w domasznich usłowijach",
czyli
"Jedyne praktyczne przepisy na zgotowanie bomby w domowych pieleszach"
Lucyny Ćwierczakiewiczowej wykorzystane przez Brunona K. do wyjebania w kosmos Tuska, Komorowskiego i innego żydowskiego tałatajstwa:
"Weźmij sypką materyję saletry amonowej w ilości sześciu tysięcy funtów, w zimnie zmieszaj z równie sypkiem cukrem pudrem w ilości tysiąca funtów, przesiej przez przetak i w worki parciane odstaw na niedzielę lub dwie. Atoli potem w kotle miedzianem podgrzej kwasu siarkowego tysiąc kwaterek, ale dbaj, by nie zawrało. Mnieszając chochlą dębową lub brzozową, dosypuj z worków wziętą mnieszaninę saletry i cukru, nadal bacząc, aby nie zawrało, bo zrobisz w kuchni pierdolnik, aż miło. Powzięty tym sposobem rosół schłódź w zimnej sieni lub na polu, a dziatwy do niego nie dopuszczaj, skoro chcesz mieć ją w jednym kawałku.
Zgotuj wielkie jak wiadra bańki z ołowianej blachy o grubości cal a półtora, łacno dające się zaklepać na brzegach. Zimny rosół, któremś się odstał, odszumuj, przelej do baniek, zaklep brzegi tłuczkiem drewnianem, bowiem żelazo może gruchnąć w chwili, jakiej byś się nie spodziewał, zmawiając dziesiątkę różańca, bo strzeżonego Pan Bóg strzeże. Bańki odstaw, nie ruchając ich a strzegąc przed dziatwą, psami, kotami a inną gadziną skorą do błazeństw wszelakich. Na ten czas zgotuj zapalnik przez Miemców zwany der Zűnder, a uzbrój się w telefoniszcze komórkowe, marka Nokia 6210 a starsza, z nieruchanem prepaidem, bez iskrownika w beteryi, z drucikiem miedzianem. Do telefoniszcza dodej balonik z kwasem limonowem a siarką, skręć na sztywno, bacząc, coby bateryja była nagrzana na sicher.
Nyse odpal, na pace kładąc bańki z rosołem, do jednej mocując der Zűnder. Skoro już dowleczesz się w miejsce detonacyi, automobil ostaw, zbierz dupę w troki na wiorstę a półtorej, schowej się za mocną ścianę. Uszy zatkej, zatelefonuj na nokię, bacząc na dobry numer.
Pierdolnie, aż miło. Żydów upichcisz a przypalisz im dupy. Pan Bóg z tobą i Maryja Najświętsza, Matka nasza i Królowa Polski niezawisłej".
Brunon K. ponoć chciał zabić prezydenta, przedstawicieli rządu i Sejmu. Złapano go po spektakularnej akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Złapano i zatrzymano. Natychmiast sąd zastosował wobec niego areszt tymczasowy. Dowodem jego niecnych zamiarów mają być znalezione u niego niebezpieczne materiały. Zardzewiały, zdemontowany pistolet kupiony na pchlim targu, bateryjki elektryczne, miniaturowe silniczki, sznurki, kleje, jakiś minidetonator zasilany z kontaktu jeszcze na 220 V (od lat mamy 230) i inne badziewie. Dopełniać dowody jego winy mają książki o tematyce pirotechnicznej. Większość wydana w latach 70.
Brunon K. jest absolwentem chemii, co dodatkowo obciąża zamachowca.
Krakowska prokuratura apelacyjna ogłosiła swój wielki sukces. Dzięki jej wspaniałej pracy uratowano życie prezydentowi, premierowi i cholera wie, ilu parlamentarzystom.
Okazuje się, że polska prokuratura ma doświadczenie w ściganiu terrorystów.
Łukasz Z. pierwszy raz został skazany za utopienie królika w wannie. Bo zwierzak był nieszczęśliwy, nikt nie wypuszczał go z klatki. Lepiej będzie mu w niebie. Czy już wtedy prokuratura i sąd zobaczyły w nim zamachowca, nie wiadomo, ale zadziałano wyjątkowo prewencyjnie. Aczkolwiek nieskutecznie, jak okazało się niebawem. Bo Łukasz Z. niedługo potem przesłał do prokuratorki z Łodzi list, w który włożył 20-złotowy banknot. Poprosił, żeby w zamian za to umożliwiła mu ucieczkę z aresztu. Został skazany za próbę korupcji. Potem dostał 3 lata za fałszywe powiadomienie o podłożeniu ładunku wybuchowego w szpitalu klinicznym w Łodzi. Trzeba było ewakuować 176 pacjentów i 50 osób z personelu. Zagrożenie życia. Ludzie tam leżący byli smutni - trzeba ich było czymś rozweselić...
W więzieniu był cały czas karany, gdyż wysyłał "buźki" do pani prokurator. Bo ładnie wyglądała w sądzie. Niedługo potem dostał kolejne zarzuty korupcyjne. Wysłał prokuratorce kartę telefoniczną o wartości 24 zł - za umożliwienie mu kontaktu z prasą. Dodał, że jeśli pomoże mu pokonać więzienny mur, dostanie od niego 50 tys. zł. Kolejne zarzuty dotyczyły innego listu, w który też włożył 20 zł za udzielenie widzenia z matką.
Łukasz Z. nie zapominał o nikim. Wysłał rzecznikowi łódzkiej prokuratury Krzysztofowi Kopani kartkę: Krzychu, wszystkiego dobrego z okazji 40. urodzin. Krzychu się przeraził, bo dostał ten list na prywatny adres. Czyli groźby karalne... Łukasz Z. miał 12 zarzutów o groźby karalne właśnie z powodu takich liścików. Karanie niewiele zmieniło, bo wysłał list do prokurator Anny Brzezińskiej-Czapnik, w którym pisał, że chciałby się z nią spotkać, bo jest ładna i fajna. I chciałby ją poznać bliżej. Wtedy, na wniosek śmiertelnie przerażonej prokurator, został przeniesiony do celi dla szczególnie niebezpiecznych. I poruszał się skuty kajdankami.
Resocjalizacja ta nie przyniosła efektów, bo zaraz po wyjściu z więzienia został znowu skazany za fałszywe powiadomienie o podłożeniu bomby pod kinem Silver Screen. Ale nie ma się co dziwić, bo te chamy nie chciały sprzedać mu biletu ulgowego.
W czerwcu 2012 r. skazano go za to, że wysłał list do sędzi Jolanty Korkus z żądaniem 8 tys. zł haraczu. A we wrześniu groził, że zdetonuje bombę w Sopocie. Też go skazano. Choć pisząc to wszystko, cały czas siedział w więzieniu...
Czy śledczy nie widzieli, że Łukasz Z. jest chory? Musieli widzieć, bo mieli kilka opinii biegłych i jego karty choroby. Łukasz Z. ma schizofrenię paranoidalną. Według opinii psychiatrów kary spełniają u niego odwrotny skutek, gdyż chłopak ma poczucie krzywdy. Dlaczego więc go karano? Bo prokuratorski biegły stwierdził, że jest on owszem, chory psychicznie, ale w chwili popełniania czynu zabronionego był świadomy swojego działania.
Łukasz Z. nie tylko myśli jak dziecko, ale też wygląda jak dzieciak. Na wydrukach wyroków przy swoim nazwisku rysował zawsze smutną buźkę. Przy nazwiskach prokuratorek robił notatki, np. seksi suka.
Łukasz Z., "z" jak zamachowiec, przebywa obecnie w szpitalu psychiatrycznym.
- Podobnie jak inny zamachowiec Rafał K. - okrzyknięty bomberem z Krakowa. Też jest u czubków.
W czerwcu i lipcu 2011 r. doszło do serii eksplozji ładunków wybuchowych domowej konstrukcji. Najpierw 29 czerwca zostały ranne 2 osoby w dwóch wybuchach. 14 lipca doszło do eksplozji w jednym z bloków mieszkalnych przy ul. Skarżyńskiego w Nowej Hucie. Ranny został 35-letni mężczyzna, który znalazł paczkę przed drzwiami swojego mieszkania. 17 lipca podczas wybuchu kolejnego ładunku ranny został 65-latek. Bombę znalazł na swojej posesji.
O zamachowcu pisały wszystkie gazety, mówiły wszystkie telewizje, prokuratura w Krakowie organizowała konferencje prasowe. W garażu pirotechnika amatora pojawili się saperzy, antyterroryści i agenci ABW. Rafał K. od razu trafił do aresztu. Prokuratura przedstawiła mu 35 zarzutów.
Rafał K. działał sam. Ładunki wybuchowe podkładał na podstawie subiektywnych kryteriów i z poczucia zagrożenia oraz opuszczenia. Wystarczyło, że ktoś jechał za szybko, popatrzył na niego, miał taką, a nie inną rejestrację - i stawał się celem ataku - poinformowała opinię publiczną krakowska prokuratura. O tym, że tablica rejestracyjna miała być agresywna, a niektóre cyfry niebezpieczne, nie wspomniano na konferencji, bo każdy normalny człowiek by się połapał, że zatrzymany zamachowiec to schizofrenik.
A media huczały. W 2 dni po zatrzymaniu gazety pisały: Bomber szykował kolejny zamach! Świadczyć o tym miały znalezione u niego przedmioty. Konkretnie... śrut. 3 dni po zatrzymaniu Rafał K. został uznany za szczególnie niebezpiecznego i umieszczony w izolatce. Bo mówił, że nadal będzie dokonywał zamachów, będzie podpalał domy i garaże.
Oczywiście opowiedział o wszystkich zamachach. Bo on chciał ludziom pomóc. Ci, którzy stali się jego ofiarami, byli bowiem nieszczęśliwi, samotni jak on albo zagrożeni przez otaczające ich cyfry.
Dopiero po pół roku zbadał go psychiatra. Opinia nie mogła być inna - że Rafał K. jest niepoczytalny i nie rozumie tego, co robi. Ale nadal nie wyszedł z aresztu! Prokuratura przedłużyła śledztwo następne 3 miesiące,
potem o kolejne 3 i znów 3.
Szukano więc czegokolwiek, żeby go oskarżyć. I znaleziono! Ukrywał w garażu starodruki: Jeszcze nie wiadomo, czy starodruki zostały skradzione i jakie jest ich pochodzenie.
Wśród ksiąg przechowywanych przez Rafała K. odnaleziono dokumenty z XVI i XVII wieku, publikacje o tematyce biblijnej i dwujęzyczną wersję dzieła Homera.
Prawie po roku prokurator zaczął przebąkiwać o konieczności umorzenia śledztwa z powodu choroby psychicznej. Gdy Rafał K. był już psychiczną rośliną.
Teraz krakowska prokuratura znalazła kolejnego zamachowca. Chyba już wiadomo, czego się można po nim spodziewać.
lub
"Tolko prakticzeskije recjepty postrojenija bomby w domasznich usłowijach",
czyli
"Jedyne praktyczne przepisy na zgotowanie bomby w domowych pieleszach"
Lucyny Ćwierczakiewiczowej wykorzystane przez Brunona K. do wyjebania w kosmos Tuska, Komorowskiego i innego żydowskiego tałatajstwa:
"Weźmij sypką materyję saletry amonowej w ilości sześciu tysięcy funtów, w zimnie zmieszaj z równie sypkiem cukrem pudrem w ilości tysiąca funtów, przesiej przez przetak i w worki parciane odstaw na niedzielę lub dwie. Atoli potem w kotle miedzianem podgrzej kwasu siarkowego tysiąc kwaterek, ale dbaj, by nie zawrało. Mnieszając chochlą dębową lub brzozową, dosypuj z worków wziętą mnieszaninę saletry i cukru, nadal bacząc, aby nie zawrało, bo zrobisz w kuchni pierdolnik, aż miło. Powzięty tym sposobem rosół schłódź w zimnej sieni lub na polu, a dziatwy do niego nie dopuszczaj, skoro chcesz mieć ją w jednym kawałku.
Zgotuj wielkie jak wiadra bańki z ołowianej blachy o grubości cal a półtora, łacno dające się zaklepać na brzegach. Zimny rosół, któremś się odstał, odszumuj, przelej do baniek, zaklep brzegi tłuczkiem drewnianem, bowiem żelazo może gruchnąć w chwili, jakiej byś się nie spodziewał, zmawiając dziesiątkę różańca, bo strzeżonego Pan Bóg strzeże. Bańki odstaw, nie ruchając ich a strzegąc przed dziatwą, psami, kotami a inną gadziną skorą do błazeństw wszelakich. Na ten czas zgotuj zapalnik przez Miemców zwany der Zűnder, a uzbrój się w telefoniszcze komórkowe, marka Nokia 6210 a starsza, z nieruchanem prepaidem, bez iskrownika w beteryi, z drucikiem miedzianem. Do telefoniszcza dodej balonik z kwasem limonowem a siarką, skręć na sztywno, bacząc, coby bateryja była nagrzana na sicher.
Nyse odpal, na pace kładąc bańki z rosołem, do jednej mocując der Zűnder. Skoro już dowleczesz się w miejsce detonacyi, automobil ostaw, zbierz dupę w troki na wiorstę a półtorej, schowej się za mocną ścianę. Uszy zatkej, zatelefonuj na nokię, bacząc na dobry numer.
Pierdolnie, aż miło. Żydów upichcisz a przypalisz im dupy. Pan Bóg z tobą i Maryja Najświętsza, Matka nasza i Królowa Polski niezawisłej".
Brunon K. ponoć chciał zabić prezydenta, przedstawicieli rządu i Sejmu. Złapano go po spektakularnej akcji Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Złapano i zatrzymano. Natychmiast sąd zastosował wobec niego areszt tymczasowy. Dowodem jego niecnych zamiarów mają być znalezione u niego niebezpieczne materiały. Zardzewiały, zdemontowany pistolet kupiony na pchlim targu, bateryjki elektryczne, miniaturowe silniczki, sznurki, kleje, jakiś minidetonator zasilany z kontaktu jeszcze na 220 V (od lat mamy 230) i inne badziewie. Dopełniać dowody jego winy mają książki o tematyce pirotechnicznej. Większość wydana w latach 70.
Brunon K. jest absolwentem chemii, co dodatkowo obciąża zamachowca.
Krakowska prokuratura apelacyjna ogłosiła swój wielki sukces. Dzięki jej wspaniałej pracy uratowano życie prezydentowi, premierowi i cholera wie, ilu parlamentarzystom.
Okazuje się, że polska prokuratura ma doświadczenie w ściganiu terrorystów.
Łukasz Z. pierwszy raz został skazany za utopienie królika w wannie. Bo zwierzak był nieszczęśliwy, nikt nie wypuszczał go z klatki. Lepiej będzie mu w niebie. Czy już wtedy prokuratura i sąd zobaczyły w nim zamachowca, nie wiadomo, ale zadziałano wyjątkowo prewencyjnie. Aczkolwiek nieskutecznie, jak okazało się niebawem. Bo Łukasz Z. niedługo potem przesłał do prokuratorki z Łodzi list, w który włożył 20-złotowy banknot. Poprosił, żeby w zamian za to umożliwiła mu ucieczkę z aresztu. Został skazany za próbę korupcji. Potem dostał 3 lata za fałszywe powiadomienie o podłożeniu ładunku wybuchowego w szpitalu klinicznym w Łodzi. Trzeba było ewakuować 176 pacjentów i 50 osób z personelu. Zagrożenie życia. Ludzie tam leżący byli smutni - trzeba ich było czymś rozweselić...
W więzieniu był cały czas karany, gdyż wysyłał "buźki" do pani prokurator. Bo ładnie wyglądała w sądzie. Niedługo potem dostał kolejne zarzuty korupcyjne. Wysłał prokuratorce kartę telefoniczną o wartości 24 zł - za umożliwienie mu kontaktu z prasą. Dodał, że jeśli pomoże mu pokonać więzienny mur, dostanie od niego 50 tys. zł. Kolejne zarzuty dotyczyły innego listu, w który też włożył 20 zł za udzielenie widzenia z matką.
Łukasz Z. nie zapominał o nikim. Wysłał rzecznikowi łódzkiej prokuratury Krzysztofowi Kopani kartkę: Krzychu, wszystkiego dobrego z okazji 40. urodzin. Krzychu się przeraził, bo dostał ten list na prywatny adres. Czyli groźby karalne... Łukasz Z. miał 12 zarzutów o groźby karalne właśnie z powodu takich liścików. Karanie niewiele zmieniło, bo wysłał list do prokurator Anny Brzezińskiej-Czapnik, w którym pisał, że chciałby się z nią spotkać, bo jest ładna i fajna. I chciałby ją poznać bliżej. Wtedy, na wniosek śmiertelnie przerażonej prokurator, został przeniesiony do celi dla szczególnie niebezpiecznych. I poruszał się skuty kajdankami.
Resocjalizacja ta nie przyniosła efektów, bo zaraz po wyjściu z więzienia został znowu skazany za fałszywe powiadomienie o podłożeniu bomby pod kinem Silver Screen. Ale nie ma się co dziwić, bo te chamy nie chciały sprzedać mu biletu ulgowego.
W czerwcu 2012 r. skazano go za to, że wysłał list do sędzi Jolanty Korkus z żądaniem 8 tys. zł haraczu. A we wrześniu groził, że zdetonuje bombę w Sopocie. Też go skazano. Choć pisząc to wszystko, cały czas siedział w więzieniu...
Czy śledczy nie widzieli, że Łukasz Z. jest chory? Musieli widzieć, bo mieli kilka opinii biegłych i jego karty choroby. Łukasz Z. ma schizofrenię paranoidalną. Według opinii psychiatrów kary spełniają u niego odwrotny skutek, gdyż chłopak ma poczucie krzywdy. Dlaczego więc go karano? Bo prokuratorski biegły stwierdził, że jest on owszem, chory psychicznie, ale w chwili popełniania czynu zabronionego był świadomy swojego działania.
Łukasz Z. nie tylko myśli jak dziecko, ale też wygląda jak dzieciak. Na wydrukach wyroków przy swoim nazwisku rysował zawsze smutną buźkę. Przy nazwiskach prokuratorek robił notatki, np. seksi suka.
Łukasz Z., "z" jak zamachowiec, przebywa obecnie w szpitalu psychiatrycznym.
- Podobnie jak inny zamachowiec Rafał K. - okrzyknięty bomberem z Krakowa. Też jest u czubków.
W czerwcu i lipcu 2011 r. doszło do serii eksplozji ładunków wybuchowych domowej konstrukcji. Najpierw 29 czerwca zostały ranne 2 osoby w dwóch wybuchach. 14 lipca doszło do eksplozji w jednym z bloków mieszkalnych przy ul. Skarżyńskiego w Nowej Hucie. Ranny został 35-letni mężczyzna, który znalazł paczkę przed drzwiami swojego mieszkania. 17 lipca podczas wybuchu kolejnego ładunku ranny został 65-latek. Bombę znalazł na swojej posesji.
O zamachowcu pisały wszystkie gazety, mówiły wszystkie telewizje, prokuratura w Krakowie organizowała konferencje prasowe. W garażu pirotechnika amatora pojawili się saperzy, antyterroryści i agenci ABW. Rafał K. od razu trafił do aresztu. Prokuratura przedstawiła mu 35 zarzutów.
Rafał K. działał sam. Ładunki wybuchowe podkładał na podstawie subiektywnych kryteriów i z poczucia zagrożenia oraz opuszczenia. Wystarczyło, że ktoś jechał za szybko, popatrzył na niego, miał taką, a nie inną rejestrację - i stawał się celem ataku - poinformowała opinię publiczną krakowska prokuratura. O tym, że tablica rejestracyjna miała być agresywna, a niektóre cyfry niebezpieczne, nie wspomniano na konferencji, bo każdy normalny człowiek by się połapał, że zatrzymany zamachowiec to schizofrenik.
A media huczały. W 2 dni po zatrzymaniu gazety pisały: Bomber szykował kolejny zamach! Świadczyć o tym miały znalezione u niego przedmioty. Konkretnie... śrut. 3 dni po zatrzymaniu Rafał K. został uznany za szczególnie niebezpiecznego i umieszczony w izolatce. Bo mówił, że nadal będzie dokonywał zamachów, będzie podpalał domy i garaże.
Oczywiście opowiedział o wszystkich zamachach. Bo on chciał ludziom pomóc. Ci, którzy stali się jego ofiarami, byli bowiem nieszczęśliwi, samotni jak on albo zagrożeni przez otaczające ich cyfry.
Dopiero po pół roku zbadał go psychiatra. Opinia nie mogła być inna - że Rafał K. jest niepoczytalny i nie rozumie tego, co robi. Ale nadal nie wyszedł z aresztu! Prokuratura przedłużyła śledztwo następne 3 miesiące,
potem o kolejne 3 i znów 3.
Szukano więc czegokolwiek, żeby go oskarżyć. I znaleziono! Ukrywał w garażu starodruki: Jeszcze nie wiadomo, czy starodruki zostały skradzione i jakie jest ich pochodzenie.
Wśród ksiąg przechowywanych przez Rafała K. odnaleziono dokumenty z XVI i XVII wieku, publikacje o tematyce biblijnej i dwujęzyczną wersję dzieła Homera.
Prawie po roku prokurator zaczął przebąkiwać o konieczności umorzenia śledztwa z powodu choroby psychicznej. Gdy Rafał K. był już psychiczną rośliną.
Teraz krakowska prokuratura znalazła kolejnego zamachowca. Chyba już wiadomo, czego się można po nim spodziewać.